• W wieku 40 lat z mistrzostw świata przywozi 3 medale. Przy okazji uczestniczy w… zamachu terrorystycznym.

     

    25-29 października we włoskim mieście Cararro odbyły się Zunifikowane Mistrzostwa Świata WTKA. Nie zabrakło na nich reprezentanta powiatu łaskiego Piotra Bąka.

    – Tradycyjnie zrzucałem 8 kilo. Udało się jednak zbić wagę. Z 93 zszedłem na 84,4 kg. Pierwszy etap zakończony. Waga zrobiona, odprawa medyczna i można było wreszcie się napić i coś zjeść. W czwartek miałem przerwę, więc mogłem odpocząć i pomóc w narożniku naszym kadetom i juniorom. W piątek był mój dzień. W pierwszej walce zmierzyłem się z Irlandczykiem, z którym wygrałem przez KO w pierwszej rundzie, tylko że złamałem kciuka i dodatkowo męczyłem się z kontuzją. W drugiej walce wygrałem na punkty z Hiszpanem i tym samym dostałem się do finału. W sobotę byłem zmęczony bólem palca, a także chaosem na hali, w której przebywało ponad 4000 uczestników z kilkudziesięciu krajów. Walki odbywały się na 30 matach, trzech ringach i oktagonie. Średnio walczyło równocześnie około 60 zawodników, których dopingowało kilkaset osób. Krzyki, płacze i radość po wygranych walkach i tak przez cztery dni ten sam obraz i szum w głowie – relacjonuje Piotr Bąk.

    Kolejne sobotnie eliminacje przebiegły w formule UFR. Walczy się w I rundzie w boksie, II full kontakt, III – k1. W półfinale Bąk zmierzył się z zawodnikiem z Rosji, z którym wygrał na punkty i tym samym wywalczył kolejny finał. Światowa Organizacja Kung-Fu organizowała formułę K1 w pełnym kontakcie, dlatego nasz zawodnik bez wahania się do niej zapisał.

    Wszyscy byli już zmęczeni i porozbijani, dlatego przeciwnik z Nowej Zelandii odpuścił z powodu kontuzji, a Australijczyk stwierdził, że jestem dla niego za mocny i nie będzie walczył. Szczęście, fart, że do finału dostałem się bez walki. Byłem niezadowolony, że tak się to poskładało. W niedzielę miałem trzy finały i to właśnie na nich musiałem się skupić. O 9.00 rano wchodzimy na halę i słyszymy, że za 20 minut mam walkę finałową na ringu. W biegu się przebierałem, rozgrzewałem, a tu nagle… strzały w hali i po chwili kilkaset przerażonych osób rzuciło się do ucieczki do parku, gdzie się schowali. Jak później się okazało, był to pokaz z bronią i ślepą amunicją. Większość uczestników odebrała, że jest to poważny atak terrorystyczny, poprzez co kilka osób doznało stłuczeń i złamań. Organizatorzy i my czekaliśmy 2 godziny na wznowienie walk aż wszyscy wrócą. Czułem się fatalnie, zmęczony i poobijany, czekałem tylko, żeby dzień się skończył – wspomina.

    Pierwszą walkę finałową w K1 Piotr Bąk walczył z przeciwnikiem z Polski.

    – Mój przeciwnik, pomimo ostrzeżeń za klinc, który jest zabroniony w k1, cały czas wisiał mi na szyi, a na dodatek włoscy sędziowie wskazali na jego wygraną. Załamany pobiegłem na drugą matę i za kilkanaście minut walczyłem w przeciwnikiem z Iranu. Irańczyk dobrze boksował, ale słabiej kopał i wykorzystałem to, rozbijając mu nogi i korpus. Po dobrej walce sędzia podniósł moją rękę do góry. Zmęczony pozbierałem sprzęt, bo w formule UFR już czekał przeciwnik z Francji. Francuz okazał się świetnym bokserem, który wypunktował mnie solidnie w pierwszej rundzie. W drugiej doszły nogi i szanse się wyrównały. Trzecia runda była moja. Kolejny finał przegrałem decyzją. Małe punkty zaważyły, a może moje zmęczenie, bo przecież zaledwie w ciągu 40 minut stoczyłem trzy pojedynki. W sumie 9 rund po dwie minuty – opowiada.

    Zawodnik wygrał cztery walki i przegrał dwie. Do Polski wrócił z dwoma srebrnymi medalami.

    – Zaliczyłem maraton sztuk walki z podniesioną głową. Życzę wszystkim osiągnięcia takiego wyniku w wieku 40 lat. Impreza była świetna. Nigdy nie widziałem większej, a także nie słyszałem – kończy nasz mistrz.bąk2

    Udostępnij