• Agnieszka Sobczak: – Mieszkasz od lat w Warszawie, ale dość często odwiedzasz Łask, swoje rodzinne miasto. Jak je postrzegasz z perspektywy czasu?

    Grzegorz Tracz: – Z Łasku wyjechałem mając 20 lat. I pewnie już zawsze będę postrzegał mój Łask bezkrytycznie – jako najlepsze miasto mojej młodości. Tylko tutaj czuję się jak u siebie. Naprawdę to bardzo miłe uczucie, gdy, idąc ulicami, spotykam znajome twarze. Nie chodzi tylko o moich znajomych, ale też o ludzi, wśród których dorastałem. Zdaję sobie sprawę, że postrzegam miasto wciąż trochę oczami dziecka, nie ścierałem się tutaj nigdy z dorosłym życiem.

     

    Kawałek Łasku zabrałeś ze sobą do Warszawy.

    – Właściwie można tak powiedzieć. Osiem lat temu zacząłem projektowanie, a później budowę mojej makiety „stacji Łask”. Najpierw wykonałem projekt układu torowego i wpisałem go w układ mieszkania. Cały czas powiększam kolekcję taboru, która teraz już liczy 120 lokomotyw i wagonów.

     

    Makieta jest dość nietypowa. Jak wygląda praca nad nią?

    – Moja makieta to rozwiązanie bardzo rzadko spotykane, stanowi stały „wystrój” salonu. Budowę musiałem zacząć więc od wykonania odpowiednich otworów w ścianach, niestandardowych mebli, na których mogłem umieścić kolejne moduły. Następnie wykonanie skrzynek, torowiska, automatyki. Na końcu zostaje ukształtowanie terenu, zabudowania kolejowe, zieleń, patynowanie.

     

    Dużo uwagi poświęciłeś też automatyce…

    – Owszem. Makieta jest całkowicie sterowana za pomocą komputera (odpowiedniego oprogramowania). Daje to ogromną elastyczność w odwzorowaniu ruchu pociągów, które podróżują po całym salonie.

     

    Praca nad tą oryginalną miniaturą trwa już kilka lat. Kiedy zostanie skończona?

    – Nie wiem. Nad makietą pracuję z doskoku. To bardzo czasochłonna robota, na przykład złożenie/pomalowanie dwudziestu semaforów świetlnych zajęło mi cztery tygodnie (po kilka godzin dziennie), wykonanie jednego dekodera akcesoriów (urządzenie elektroniczne – przełącza, rozjazd zgodnie z sygnałem sterującym z komputera) zajmowało mi tak średnio trzy godziny, ale wcześniejszy projekt i uruchomienie prototypu dwa miesiące. Oczywiście najwięcej czasu zajmuje zastanawianie się nad tym, jakiego rozwiązania użyć – pewnie drugą makietę zrobiłbym już dziesięć razy szybciej:).

     

    Bardzo konkretnie odwzorowujesz elementy z rzeczywistości. Czy zdarza ci się fantazjować?

    – W modelarstwie kolejowym zwykle trzeba iść na bardzo wiele kompromisów. Zachowałem w skali odstęp pomiędzy peronami, ale gdybym chciał zachować w skali długość, to sama część stacyjna musiałaby mieć około piętnastu metrów, najmniejszy promień łuku pięć metrów i tak dalej. Nie mógłbym wykonać „żywej” makiety w mieszkaniu. Na rynku dostępnych jest bardzo wiele budynków, ale budynku stacji Łask czy nastawni, jakie są na naszej stacji, już się nie da kupić. Można więc „przymknąć oko” i skleić coś podobnego z gotowego zestawu w kilka godzin albo pomierzyć własnoręcznie te budynki i zbudować coś od podstaw – może to potrwać nawet kilka miesięcy. Nie idę na łatwiznę, dlatego praca nad makietą trwa tak długo.

     

    Planujesz jakąś wystawę, może w Łasku albo w Warszawie?

    Dlaczego nie! Makieta składa się z modułów, które da się przewieźć samochodem osobowym. Kilka razy do roku w Polsce odbywają się zloty modelarzy, którzy łączą swoje makiety na przykład w sali gimnastycznej. Może kiedyś dołączę moją.

     

    Makieta nie przeszkadza rodzinie w codziennym życiu?

    – Projektując ją, starałem się, żeby nie przeszkadzała w mieszkaniu, a była subtelnym dodatkiem do jego wystroju. Ani się podoba, choć czasem narzeka, że na komodzie nie może postawić kwiatków, bo tam też są tory kolejowe. Trochę naciska nawet, żebym szybciej zabrał się za „sadzenie” zieleni w skali H0 🙂 Syn Kazik ma makietę od zawsze i raczej nie zwraca na nią uwagi. Czasem podchodzi blisko do jadącego składu i mówi „tata, to naprawdę ładny pociąg”. Raczej jednak każe rozkładać sobie zwykłe tory na podłodze.

     

    Jesteś zrzeszony w jakimś konkretnym klubie modelarskim?

    – Tak, czuję się nawet współzałożycielem modelarni na „Piaseczyńskiej kolejce wąskotorowej”. Budujemy tam makietę również w skali H0 1/87, która głównie jest „atrakcją” dla ludzi oczekujących na wycieczkę pociągiem wąskotorowym.

     

    Kto zaszczepił w tobie takie modelarskie pasje?

    – W ten miniaturowy świat wtajemniczył mnie starszy brat Arek. Odkąd pamiętam, zawsze coś sklejał: statki, samoloty, czołgi. Jego natomiast zaraził modelarską pasją tato, ale też pan Ryszard Nowicki, który kilka tygodni temu udzielił gazecie ciekawego wywiadu. Nie miałem więc wyboru:) Zaczęło się od kartonowych samolotów w skali 1:33, a dużo później zacząłem zajmować się modelarstwem kolejowym i kolekcjonowaniem modeli taboru w skali 1:87.

     

    Jest jakiś konkretny obiekt, który chciałbyś wykonać?

    – Takim, największym marzeniem jest wykonanie polskich elektrowozów EU07 i ET22.

     

    Gdzie moglibyśmy zobaczyć tę oryginalną makietę stacji Łask?

    – Zwiedzania mojego mieszkania raczej nie mogę zaproponować. Zapraszam na relację z budowy, która znajduje się na forum modelarskim: http://forum.modelarstwo.info/ tytuł „Stacja Łask – makieta i/lub po prostu kolejka.

    foto: zbiory prywatne

    wywiad z 20.03.2013

    Udostępnij