• Dziś moja pasja stała się pracą – mówi Dominik Jach występujący pod artystycznym pseudonimem „Artcore-Skills”. 32-letni pabianiczanin maluje gdzie i na czym się da. I świetnie mu to wychodzi!

    Urodził się w 1989 roku w Pabianicach. Nigdy nie brał udziału w żadnych kursach malarstwa czy rysunku. Jak opowiada, zaczęło się w latach gimnazjalnych od malowania graffiti. Od prawie 3 lat Dominik Jach prowadzi działalność Artcore-Skills. Maluje praktycznie po wszystkim. Od kurtek, kasków, pojazdów, obrazów i wnętrz, a na muralach kończąc.

    Czy każdy może się zgłosić, by namalował mu Pan jakieś cuda na ścianie w pokoju?

    Jasne, że każdy. Zaczyna się od rozmowy z klientem, czego by mniej więcej chciał. Czasem klienci mają jakieś zdjęcia, grafiki z internetu. Następnie powstaje projekt z wizualizacją i wyceną. Po akceptacji zaczynam działać.

    Skąd ten talent? Odziedziczony po kimś z rodziny?

    Moja babcia zawsze bardzo ładnie rysowała. W latach szkolnych jej ilustracja wygrała konkurs i stała się okładką książki.

    Co jest najtrudniejsze w malowaniu? Co sprawia Panu największą trudność?

    Dla mnie najtrudniejszy jest projekt. To on powstaje najdłużej. Sama realizacja to już tylko kwestia przeniesienia na większy format.

    A co w tym zajęciu daje największą radość i satysfakcję?

    Najfajniejsze i najmilsze jest zadowolenie klienta lub właściciela ściany. Reakcje przechodniów też są bardzo miłe.

    Jaka była najpiękniejsza opinia jaką Pan usłyszał na temat swojego malowidła?

    Raczej powtarzają się te same: że mam talent, pięknie maluję itp.

    Ma Pan jakichś artystów-idoli? Wzoruje się na kimś?

    Pewnie. Śledzę prace bardzo wielu artystów z całego świata. Są wśród nich malarze, streetartowcy, grafficiarze. Nie wzoruję się na nich, lecz na pewno ich prace są dla mnie inspiracją.

    Co o Pana zajęciu myśli rodzina i znajomi?

    Rodzina cieszy się, że na co dzień robię to, co lubię. Zupełnie inaczej chodzi się do pracy, która jest twoją pasją.

    Ile prac ma Pan na swoim koncie?

    Szczerze, nigdy ich nie liczyłem. Jeśli chodzi o murale, to kilka już jest. Bardziej zwracam uwagę na jakość i rozwój, nie na ilość. Mam za to swoje ulubione prace, na przykład blok na Skłodowskiej 23E, portret dla firmy odzieżowej SLY czy miś z balonem na Kochanowskiego.

    Jak określiłby Pan swój styl i swoje prace?

    Nie mam pojęcia, ponieważ nie mam wykształcenia artystycznego, ale chciałbym, żeby kierowały się w stronę fotorealizmu.

    Skąd pomysł na malowanie znanych postaci, literatów, patronów ulic? Kto następny czeka w kolejce?

    Lubię malować portrety. Staram się wciąż rozwijać i robić to coraz lepiej. Patroni ulic są doskonałym ćwiczeniem. Zazwyczaj zdjęcia są słabej jakości, ponieważ są dość wiekowe. Zupełnie inaczej maluje się ze zdjęcia zrobionego w dzisiejszych czasach, o super rozdzielczości, kolorach, odcieniach, detalach, a inaczej ze zdjęcia zrobionego sto lat temu.

    Trudno przekonać właścicieli prywatnych budynków, by udostępnili ściany pod mural?

    Staram się dobierać lokalizacje moich prac tak, by pokrywały pomazane, zaniedbane i zniszczone ściany, przez co nigdy nie miałem problemu ze zgodą na malowanie.

    Ma Pan kolejne pomysły, plany na następne prace?

    Oczywiście. Równolegle z patronami ulic będą powstawały murale o naszych lokalnych bohaterach, znanych pabianiczanach. Pierwszy już powstaje. To Edward Fokczyński na ul. 20 Stycznia, tuż obok SP 16.

    Jakie ma Pan marzenia i plany na przyszłość?

    Wciąż się rozwijać, ćwiczyć aerografię, chciałbym spróbować swoich sił w tatuażu.

    Tego Panu życzymy!

    rozmawiała: Klaudia Kardas

    foto: zbiory prywatne

    Udostępnij