Mieszkańcy drewniaka przy ul. Leśników Polskich w Kolumnie drżą ze strachu. Budynek wygląda, jakby miał się zaraz rozpaść, a mieszkają w nim małe dzieci. W każdej chwili może tutaj dojść do tragedii.
Ewelina w 2016 roku otrzymała mieszkanie w drewniaku na Leśników Polskich w Kolumnie. Przyznano jej 36 m kw. na sześć osób. W międzyczasie urodziło się jej kolejne dziecko. Kobieta wyremontowała mieszkanie w miarę swoich możliwości.
– Usłyszałam jednak od MOPS-u, że muszę wynająć mieszkanie, a stać mnie na to, bo mam 500+. Przecież te pieniądze trzeba przeznaczyć na dzieci. Po wynajęciu mieszkania nic nie zostałoby nam na życie. Aktualnie pieniędzy nam starcza. Ale jak zdarzy się gorszy miesiąc i dzieci chorują, to jest słabo – mówi kobieta.
Mieszkanie socjalne nie może mieć mniej niż 5 metrów na osobę. W tym przypadku na rodzinę przypada 35 m kw. Warunki zostały więc spełnione. MOPS uważa jednak, że dzieci nie mogą wychowywać się w takim miejscu. Jeden z sąsiadów wskazuje, że rodzina została postraszona, iż mogą im zostać odebrane maluchy.
– Przecież jak przyznawano im mieszkanie, to wiedzieli, ile osób będzie mieszkać w lokalu. Dlaczego dano im taką klitkę, a teraz dziewczyna żyje w strachu, że jej maluchy odbiorą – mówi jedna z sąsiadek.
Ewelina twierdzi, że wyboru nie miała, ponieważ ZGM zaznaczył, że mają duży problem z mieszkaniami komunalnymi i nie mogą jej nic innego zaproponować.
O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy Miejsko-Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej.
– Na pewno żaden z moich pracowników nie użył takiego sformułowania, że odbierzemy dzieci z powodu małego metrażu. My nie mamy takich możliwości. O tym może zadecydować tylko sąd. Znam historię tej rodziny. Jest tam ciężka sytuacja. Dla nas najważniejsze jest dobro dziecko. Proszę sobie jednak wyobrazić, jak to jest mieszkać w siedem osób na 36 metrach. Dziecko przecież musi mieć swój kąt, gdzie odrobi lekcje. Tej rodzinie przyznany jest asystent rodziny. Staramy się im pomóc z każdej strony. Rozmawiamy i przekonujemy, że lepszym rozwiązaniem byłoby wynajęcie mieszkania i zapewnienie dzieciom chociaż odrobiny intymności i przestrzeni. Tym bardziej że rodzina posiada środki finansowe. Jedna z osób jest na etacie. Obserwujemy tam sytuację i uważam, że robi się coraz gorsza. Nie mogę jednak zdradzić szczegółów. Problem jest o wiele gorszy niż mały metraż – tłumaczy Tamara Szymko, kierownik.
Jak w średniowieczu
Mieszkańcy drewniaka wskazują również na inne problemy. Jednym z nich jest tragiczny stan techniczny budynku. Na remont z ZGM-u nie mają co liczyć. Twierdzą, że wszystkie prace wykonują sami.
– Jak się wprowadzaliśmy, to musieliśmy na własny koszt podłączyć odpływ, wodę, bo przecież tak musielibyśmy chodzić do latryny na zewnątrz. To miejsce jest zupełnie zapomniane. Kto chciałby mieszkać w takich warunkach. Mamy XXI wiek, a proponują ludziom mieszkania bez żadnych wygód. To są rudery, do których strach wchodzić. Mieszkam tutaj od 2003 roku i zrobiono tylko kawałek dachu i teraz wentylację po kontroli – nie kryje zdenerwowania sąsiadka.
Lokatorzy mówią, że również na własny koszt naprawiali część klatki schodowej. Ocieplali ją, łatali dziury. Niektórzy z powodu remontów na własną rękę mieli problemy, ponieważ nie zgłosili tego do ZGM.
– Powinni chyba się cieszyć, że inwestowaliśmy w ten budynek własne pieniądze, to jeszcze kłody pod nogi nam rzucali – dodaje kobieta.
Z powodu braku inwestycji przestali uiszczać czynsz, bo jak mówią – nie będą płacić za mieszkanie w takich warunkach.
W budynku mieszka również osoba niepełnosprawna, która jest odcięta od świata. Nie ma możliwości, żeby sama pokonała tak strome schody. Jeździ na wózku inwalidzkim. Zdana jest na łaskę sąsiadów i męża.
Jeden z lokatorów, widząc jak beznadziejna jest sytuacja, a budynek coraz bardziej zagraża ich zdrowiu i życiu, zdecydował się powiadomić nadzór budowlany. Nieruchomość została skontrolowana.
– Kontrola odbyła się w październiku, a w listopadzie otrzymaliśmy wypowiedzenia umowy. Od 1 stycznia mieszkamy tutaj na dziko. Inne mieszkania zaproponowano zaledwie dwóm osobom – twierdzi mężczyzna.
Co innego twierdzi Zakład Gospodarki Mieszkaniowej w Łasku.
– Faktycznie, kontrola odbyła się w tym budynku i były zastrzeżenia. Wykonaliśmy jednak zalecenia pokontrolne, tj. wykonanie wentylacji. Więcej żadnych uwag nie otrzymaliśmy. Budynek nie został jednak wyłączony z użytku – mówi Iwona Stolarek-Molenda, kierownik ZGM.
Nie dość, że nieruchomość straszy swoim widokiem, to mieszkać tam jest niebezpiecznie. Budynek znajduje się wśród drzew, a nie ma żadnego piorunochronu. Podczas jednej z wichur na posesję runął wielki konar. Całe szczęście, że nikomu nic się nie stało.
Mieszkańcy liczą na to, że ktoś wreszcie zainteresuje się ich losem, zanim dojdzie do tragedii.