• Agnieszka Sobczak: – Dlaczego swoją przyszłość zawodową wiążesz akurat z ratownictwem medycznym?

    Anita Widawska: – To jest bardzo trudne pytanie. Chyba już każdy znajomy mi je zadał i nigdy konkretnie nie potrafiłam na nie odpowiedzieć. Ratownictwo medyczne fascynowało mnie, kiedy byłam jeszcze w gimnazjum. Może trudno w to uwierzyć, ale już wtedy o tym myślałam. Jak tylko widzę karetkę, ciarki przechodzą mi po plecach. Gdy w prasie czy telewizji pojawia się jakiś nagłówek o wypadku, poszkodowanych, szpitalach, nie umyka to mojej uwadze. Obejrzałam już chyba wszystkie filmy i seriale medyczne – to fascynacja, zaś niesienie pomocy innym jest celem mojego życia.

    Z jakimi trudnymi sytuacjami spotkałaś się w pracy ratownika?

    – Praca ratownika medycznego nie jest łatwa, trzeba zawsze trzeźwo myśleć i mieć oczy dookoła głowy. Dlatego mam wielki szacunek dla ludzi, którzy odnaleźli siebie w tym zawodzie. Najtrudniejsze dla ratownika… rozpacz rodziny, która utraciła właśnie kogoś bliskiego albo wie, że może utracić.

    Sytuacje, które zapadły ci w pamięć.

    – Któregoś dnia na izbę przyjęć zgłosił się pacjent z dużą walizką i twierdził, że za chwilę dostanie ataku serca. Był bardzo rozczarowany, kiedy okazało się, że jego wyniki badań są zachwycające. Może nie tyle było to śmieszne, co paradoksalne, ponieważ nie znam ludzi, którzy tak bardzo chcieliby dostać zawału serca. Na zawsze też zapamiętałam swojego pacjenta z Oddziału Intensywnej Opieki Medycznej. Opieka, obserwacja parametrów życiowych i podawanie leków było pierwszym krokiem w samodzielność zawodową, oczywiście pod okiem mojego nauczyciela, którego wraz z Krzysztofem Jonczykiem, Kasią Mil, Mateuszem Pierzakiem, Emilią Łuszkiewicz serdecznie pozdrawiam.

    Jak reagują pacjenci, którym udzielasz pomocy? Z jakimi pacjentami współpracuje się najtrudniej?

    – Pacjenci są przeróżni. Jedni niechętnie wzywają karetkę. Często w ostateczności wzywają ją bliscy osoby potrzebującej pomocy, która i tak nie chce zgodzić się na transport do szpitala. Są też i tacy, którzy nagminnie dzwonią na pogotowie bez potrzeby. A najtrudniej współpracuje się z pacjentami, którzy nie chcą współpracować, są pijani, odurzeni i wulgarni.

    To zawód uprawiany częściej przez kobiety czy przez mężczyzn?

    – Zdecydowanie w tym zawodzie pracuje więcej mężczyzn. Ratownik musi mieć mocne nerwy i siłę fizyczną, ale kto twierdzi, że kobieta nie da rady, jest w błędzie. Poza tym kobiety mają lepsze podejście do pacjentów.

    Jak radzą sobie z pomocą przedmedyczną osoby będące świadkami różnego typu wypadków?

    – Szczerze? Niestety, ale spotkałam się tylko z obojętnością osób, które mogłyby pomóc. Fajnie, że coraz więcej organizowanych jest pokazów z pierwszej pomocy, bo teraz uczą tego praktycznie wszędzie, ale to ciągle mało… Kto ma spanikować w trudnej sytuacji, kiedy będzie trzeba komuś pomóc i tak spanikuje. Jeśli na dziesięć osób znajdzie się chociaż jedna, która uratuje życie, warto organizować takie akcje i warto się angażować.

    Jaki jest poziom wiedzy i umiejętności w Polsce w zakresie pierwszej pomocy?

    – Coraz więcej ludzi chce wiedzieć, jak sobie radzić w trudnych, niespodziewanych sytuacjach, a to już coś. Wszystkie akcje szkoleniowe są jak najbardziej potrzebne, bo nigdy nie wiadomo, kiedy taka wiedza będzie potrzebna.

    Potrafiłabyś samodzielnie odebrać poród?

    – W teorii wiem, jak działać, ale czy poradziłabym sobie w życiu samodzielnie? Nie mogę być tego pewna na 100%, ale myślę, że jeśli zaistniałaby taka sytuacja, nie czekałabym bezczynnie na rozwój wydarzeń.

    Ratować cudze życie, gdy ratownik czasem naraża własne…

    – Pierwsza zasada jaką wyniosłam ze szkoły to: BEZPIECZEŃSTWO WŁASNE. Może brzmi to trochę egoistycznie, ale, narażając własne życie, można tylko powiększyć liczbę poszkodowanych, a nie o to przecież chodzi. Ja na szczęście aż tak trudnych sytuacji nie miałam, ale pewnie wszystko przede mną.

    wywiad z 23.10.2013

    Udostępnij