Agnieszka Sobczak: – Od kiedy jeździsz na rowerze MTB? Skąd taka zajawka?
Dominik „Mucha” Muszyński: – Na rowerze typu MTB jeżdżę od marca 2009 roku. Ten sport to moja pasja. Zawsze byłem bardzo aktywny fizycznie i zawsze miałem pociąg do sportów ekstremalnych. Poznałem starszych kolegów, którzy posiadali właśnie takie rowery, budowali ziemne skocznie i skakali. Podglądałem. jak to robią, spędzałem z nimi dużo czasu i to mnie zajarało! Wtedy wiedziałem, że muszę mieć taki rower! Teraz z tamtej ekipy nikt nie udziela się już w tym sporcie, ale nadal mam z nimi kontakt, szczególnie z Wojtkiem Grąckim.
To dość niebezpieczny sport, bardzo urazowy. Często odwiedzasz chirurga?
– Owszem, niebezpieczny i bardzo, bardzo urazowy. Siniaki, otarcia, ból po upadkach to normalka. Zdarzają się skręcone kostki, zwichnięcia palców rąk i nóg, złamania czy zerwania wiązadeł krzyżowych w kolanach. Miałem trochę więcej szczęścia niż moi sportowi znajomi. Chirurga odwiedziłem kilka razy, lecząc narastającego krwiaka biodra, na szczęście leczenie było szybkie i skuteczne.
Kto jest twoim sportowym guru?
– Jest ich wielu. Piotr Leszczyński (Leszczu), Kierc Rafał (Skejcik) czy bracia Godziek, czyli słynni Szaman i Szamanek, a także Kriss Kyle, Kyle Baldock, Harry Main, Drew Bezanson, Martin Logan. Wszystkich Polaków znam osobiście, a guru z zagranicy spotkałem na zawodach w Gdańsku. Miałem okazję z nimi porozmawiać. Niesamowite przeżycie! Niesamowite zawody!
Twoi bliscy wspierają cię, czy z troski i obawy o twoje zdrowie, a nawet życie, odradzają rowerowe akrobacje?
– Długo trwało, zanim rodzice wyrazili zgodę na kupno roweru. Dzięki dziadkom i cioci w końcu zmienili zdanie i zaakceptowali moją pasję. Na samym początku kupili mi kask i ochraniacze, czyli to, co zwiększało moje bezpieczeństwo. Wiedzą, że to, co robię, jest dla mnie niezwykle ważne.
Jak często jeździsz – codziennie, kilka razy w tygodniu? Trenujesz systematycznie czy raczej w wolnej chwili?
– Bardzo chciałbym codziennie. Niestety, Łask nie jest zbyt ciekawym miastem, jeżeli chodzi o ten sport. Ale to ma się w tym roku zmienić, co mnie niesamowicie cieszy. Wychodzę kilka razy w tygodniu na rower, ale głównie jeździłem w weekendy do Łodzi na skatepark. Wiąże się to, niestety, z kosztami dojazdu.
Twoja pasja to dość droga sprawa. Rower wymaga częstego serwisu. Zakup nowych części wliczony jest w domowy budżet czy masz sponsorów?
– Niestety, ten sport nie jest najtańszy. Rower serwisuję sam. Wspiera mnie też polska firma rowerowa ILL BIKE, która przebojem wdarła się na rynek z doskonałymi ramami. Dostaję od niej części, które produkują, testuję je i jednocześnie promuję markę. Mam nadzieję, że z rozwojem firmy otrzymam też wsparcie finansowe, dotyczące kosztów wyjazdu i udziału w zawodach.
W jakiej kategorii jeździsz? Wolisz hopy, skatepark czy ulice?
– W każdej z tych kategorii zdarza mi się jeździć, ale zdecydowanie uwielbiam skatepark i w tej kategorii czuję się najlepiej. Ale czasami fajnie iść na ulice czy polatać hopy 😉
Ilu was jeździ w naszym mieście?
– Nie do końca wiem, jak to jest. Ze mną regularnie jeżdżą cztery osoby: Paweł Sobczak, Mateusz Węgrowski, Łukasz Ptaszek i Wojtek Kuźniak. Pozdrawiam chłopaków! Mam nadzieję, że po powstaniu skateparku pojawi się więcej ludzi zafascynowanych tym sportem.
Jak na twoje i kolegów rowerowe popisy reagują przechodnie? Spotykacie się z akceptacją czy zupełnym brakiem aprobaty?
– Ludzie nastawieni są raczej pozytywnie. Zdarza się że ktoś do nas podejdzie i powie, że supersprawa, że nas podziwia i żebyśmy uważali na siebie, bo kręcimy dość niebezpieczne akrobacje. Ale zdarzają się też sytuacje odwrotne, gdy zarzucają nam, że coś niszczymy, komuś przeszkadzamy, że mamy czekać na skatepark, bo teraz to nie ma w mieście miejsca do jazdy. Na szczęście częściej spotykamy miłych ludzi.
Budowa skateparku to trafiony pomysł?
– Świetna inwestycja! Szkoda, że tak późno, bo czekałem na coś takiego od bardzo dawna. Duża szansa dla mnie na podniesienie poziomu jazdy i zaoszczędzenia trochę grosza na wyjazdy na zawody. Nie będę musiał jeździć już do Łodzi, żeby ćwiczyć. To też duża szansa na wybicie się moich kolegów czy osób, które zdecydują się na ten sport. Będą warunki do rozwoju. Ktoś w końcu pomyślał o młodzieży.
Nie czujesz strachu, lecąc na rowerze ponad dwa metry nad ziemią, kręcąc backflipa, czyli wykonując w powietrzu salto w tył?
– Trochę pewnie tak, bo zawsze coś może pójść nie tak, ale jakoś tego nie odczuwam. Lubię adrenalinę i się do niej już przyzwyczaiłem w pewnym stopniu.
Od dawna startujesz w zawodach, tylko krajowych czy międzynarodowych również?
– Zdarzyło mi się być na kilku zawodach w Częstochowie czy w Kielcach, gdzie zgarnąłem nagrodę za najlepszy trik. Zacząłem jeździć dość niedawno, bardziej tak dla siebie niż z nastawieniem na jakieś wyniki czy sukcesy. Często też, niestety, finanse nie pozwalały mi na takie wyjazdy. W tym roku zamierzam częściej uczestniczyć w zawodach krajowych. Planuję też startować na międzynarodowych zawodach MTB w Czechach. Mam nadzieję, że uda mi się ten plan zrealizować.
Co możesz poradzić początkującym w tej dyscyplinie sportowcom?
– Nie poddawajcie się! Początki zawsze są trudne, ale z czasem będzie łatwiej. Starajcie się jeździć z lepszymi. Taka osoba podpowie ci, co robisz źle albo, co zrobić, żeby wyszedł jakiś trik. Nie zrażajcie się upadkami! Upadniesz dziesięć razy, ale za jedenastym ci się uda!
Gdzie można podziwiać twoje umiejętności, poza łaskimi ulicami, spotami?
– Polecam mój profil na stronie Vimeo, a także funpage ILL BIKE na Facebooku. Tam pojawiają się zdjęcia i filmiki z moim udziałem, z udziałem moich kolegów. Do zobaczenia też w Łasku.
Czego ci życzyć poza dobrze zdaną w tym roku maturą, a także zawsze bezpiecznym startem i lądowaniem?
– Ładnej pogody i progresu!
Wywiad z 13.03.2013