Agnieszka Sobczak: – Taniec to twoja pasja, sens życia. Dlaczego akurat on, a nie piłka nożna, rower czy sztuki walki?
Mirosław Bednarkiewicz: – Wybór tańca jest wypadkową kilku rzeczy. W latach 90. styl hip-hop był nowością w Polsce, którego praktycznie od nikogo nie można było się nauczyć. W tym czasie w stacjach muzycznych, takich jak np. MTV, pojawiały się teledyski różnych wykonawców hiphopowych (MC Hammer, Vanilla Ice, C&C Music Factory), w których aż się roiło od różnych choreografii tanecznych w stylu hip-hop. Bardzo mnie to interesowało. Zauważyłem, że z łatwością potrafię powtórzyć wiele ruchów. Akurat też moja siostra chodziła do Łaskiego Domu Kultury na zajęcia tańca modern jazz do grupy „Defekt” pod kierunkiem Marka Wróbla. Któregoś dnia zaproponowała mi, żebym spróbował tańczyć razem z nimi. No i chodziłem na zajęcia taneczne około roku. Modern jazz zupełnie mi jednak nie leżał.
Czyli był to raczej stracony rok?
– Ależ oczywiście, że nie! Uczyłem się pod kierunkiem Marka Wróbla. Mogę śmiało powiedzieć, że miałem dużo szczęścia, bo poznałem różne techniki ruchu od fachowej strony, co później już tylko procentowało w dalszej mojej karierze tanecznej. Ponadto w Łaskim Domu Kultury odbywały się co roku zawody taneczne, na które przyjeżdżało niemało zespołów. Bardzo wówczas chciałem dołączyć do ludzi tańczących hip-hop, bboying. Udało się. Po pewnym czasie stałem się członkiem tej paczki:)
Od kilku lat dużą popularnością cieszą się telewizyjne programy taneczne. W jednym z nich (YOU CAN DANCE) próbowałeś swoich sił. Jesteś niezwykle utalentowanym tancerzem. Dlaczego nie dostałeś więc szansy? To kwestia wieku czy może poruszającej historii uczestnika?
– W moim przypadku jest to, niestety, kwestia wieku. Jestem już po prostu za stary, więc się nie kwalifikuję. Powszechnie wiadomo też, że aby taki program miał wysoką oglądalność, ważna jest osobista historia uczestnika.
Jak wspominasz współpracę z zespołem ICH TROJE, GOLEC uORKIESTRA czy z Agatą Werner?
– Bardzo miło. To był niezwykle barwny czas, obfitujący nie tylko w nowe doświadczenia, ale też szalone imprezy. Poznałem wtedy wielu wspaniałych ludzi i nawiązałem mnóstwo kontaktów, które do tej pory utrzymuję. Uważam, że każdy tancerz, który chce zostać również dobrym showmanem, powinien spróbować współpracy z takim artystą estradowym.
Jesteś bardzo skromnym człowiekiem. Mógłbyś się jednak pochwalić swoimi sukcesami zawodowymi, tanecznymi…
– Osiągnięć w swojej karierze mam sporo, ale największą satysfakcję sprawiło mi zdobycie tytułu Mistrza Polski (w dwóch kolejnych latach) i IV miejsce w Europie, także dwa lata pod rząd w Formacjach Break Dance, wtedy w grupie pod nazwą Sonic Force.
Współpracujesz ze szkołą tańca CZARNE STOPY, studiem tańca JANKOWSKI, teatrem JARACZA w Łodzi. Jesteś członkiem zespołu TROPIC. Jak na to wszystko znajdujesz czas?
– Sam się dziwię, jak mi się to udaje :). Rzeczywiście nie jest łatwo to wszystko pogodzić czasowo, ale dzięki pomocy wielu moich przyjaciół z branży tanecznej jakoś daję radę.
Mistrzu, wychowałeś już grono wysokiej klasy tancerzy. Kogo konkretnie?
– Faktycznie mam na koncie niezłą gromadkę wychowanych instruktorów tańca. Na początek przedstawiłbym chłopaków z Łasku, którzy do tej pory uczą tańczyć: Mariusz Ziębaczewski (ma własną szkołę w Zelowie) oraz Sebastian Krupa (uczy tańca w Pabianicach). Spod mojej ręki wyszedł Mariusz Kotarski (Maniek), obecnie sławny instruktor łódzkiego FNF Dance Studio; Ernest Korytyński, który uczy w Łodzi w szkole tańca Lila House oraz Malwina Zawiślak, instruktorka ze Studia Tańca Jankowski.
A kto był twoim mistrzem? Od kogo się uczyłeś choreografii, tańca?
– W czasie, kiedy zaczynałem tańczyć, czerpałem wiedzę z teledysków. Próbowałem naśladować kroki i ruchy Jamesa Browna i Michaela Jacksona. Muszę jednak przyznać, że moim mistrzem był Marek Wróbel, który nauczył mnie techniki ruchu. Gdyby nie on, na pewno nie zaszedłbym tak daleko i pewnie uczyłbym się wielu rzeczy dłużej.
Taniec może być alternatywą dla fajek, „ziół” czy browara dla młodzieży, szczególnie gimnazjalnej. Jak ich zachęcić, przekonać, że warto inaczej spędzać czas?
– Może być! Dzięki niemu możemy mieć paczkę ludzi pozytywnie zakręconych, którzy się tym samym interesują i dobrze rozumieją. Wtedy wolny czas spędzamy na treningach, pokazach, zawodach, a i często na imprezach, w gronie swoich tanecznych ziomków. Ja osobiście staram się zarażać ludzi moim pozytywnym przekazem oraz luzackim stylem i humorem. Ale też konkretną wiedzą. Zioło i browar to zła droga i marna przyszłość, a taniec… to same plusy:)
Trzy lata temu odwiedziłeś dzieciaki ze szkoły podstawowej w Okupie. Wielu z nich wówczas złapało tanecznego bakcyla. Do tej pory wszyscy wspominają to taneczno-warsztawowe wydarzenie. Wiem, że za poświęcony szkole swój cenny czas nie wziąłeś ani grosza. Było warto?
– Oczywiście, że było warto! Bardzo lubię się spotykać z młodzieżą, oni są otwarci i kreatywni. Gdy widzę, jak reagują spontanicznie na taniec, to jest to dla mnie największa nagroda. Poza tym dzięki takim spotkaniom można „wyłapać” talenty, pokierować rozwojem rodzącej się być może kariery. Ważne, by się chciało chcieć organizować takie spotkania. Jest to szansa dla dzieciaków, szczególnie z mniejszych szkół, w których wbrew pozorom dzieje się bardzo dużo i ciekawie.
Pochodzisz z Łasku, małego miasteczka, z którego wypłynąłeś na szersze wody. Twoim zdaniem młodzieży, która chce realizować swoje marzenia, jest obecnie łatwiej się realizować, czy nie ma to większego znaczenia?
– Owszem, łatwiej. Jest multum klubów tanecznych, które zajmują się wieloma stylami. Poza tym w odróżnieniu do moich czasów mamy teraz ogólnodostępny internet, w którym możemy znaleźć wszystko, co nas interesuje. Chociaż z drugiej strony może być trudniej nowicjuszom przebić się do elity tanecznej. Trudno być indywidualistą, kiedy dookoła tyle klubów, w których możesz się wszystkiego nauczyć i taniec jest tak powszechny.
W Łasku niebawem ma powstać skatepark, na co wielu młodych niecierpliwie czeka. Wielu z obawą przygląda się też rewolucji w oświacie. Łask się zmienia, twoim zdaniem na lepsze?
– Niestety, nie monitoruję tego, co się obecnie dzieje w Łasku, gdyż już ładnych kilkanaście lat nie mieszkam w moim rodzinnym mieście. Słyszałem o zamieszaniu ze szkołami średnimi. Źle się dzieje… Ja miałem to szczęście, że szkoły, te kilkanaście lat temu, były spokojne, stabilne i bezpieczne… i wtedy chyba rzeczywiście uczeń był najważniejszy. A skatepark? Doskonały pomysł! Oby udało się go jak najszybciej zrealizować.
Twoja propozycja na karnawał…
– Proponuję zabawę przy dobrej muzyce w odpowiednim przebraniu z paczką najbliższych ziomków:)