• Jej praca to największa pasja, radość i siła. Swoich uczniów traktuje jak własne dzieci, a one odwzajemniają się uśmiechem i miłością. Nie dziwi więc wygrana w konkursie na „Najfajnieszego Nauczyciela”. Agnieszka Sobczak to prawdziwa nauczycielka z powołania.

    Milena Chmielewska (MCh): Od ilu lat jest Pani nauczycielem, jakiego przedmiotu uczy i w której szkole?

    Agnieszka Sobczak (AS): Pracuję od dwudziestu lat. Jestem nauczycielem wczesnoszkolnym uczącym w Szkole Podstawowej imienia Janusza Korczaka w Okupie. Prowadzę też koło dziennikarskie, które wydaje miesięcznik „NASZA GAZETKA” informujący o życiu szkoły i wydarzeniach lokalnych. Pracują w nim nie tylko starsi uczniowie. Równie dobrze radzą sobie młodsze dzieci, a nawet najmłodsze przygotowujące na przykład kolorowanki do miesięcznika.

    MCh: Dlaczego wybrała Pani sobie taki zawód?

    AS: Kiedyś marzyłam o stomatologii. Gdy byłam małą dziewczynką, robiłam w gumkach-myszkach dziurki i „leczyłam” je plasteliną. Później chciałam też zostać kierowcą tira, weterynarzem i… nauczycielem. I tak zostało. W życiu trzeba robić to, co się lubi, wtedy jest szansa, że robi się to dobrze. Nie wyobrażam sobie przychodzić do pracy „za karę”. Moje dzieci, moja praca, to moja radość to moja siła.

    MCh: Jak przyjęła Pani informację o nominacji do tytułu najfajnieszego nauczyciela?

    AS: Po odebraniu telefonu z tą informacją myślałam, że to jakiś żart. Później, że to pomyłka, ponieważ moje nazwisko, po Kowalskim i Nowaku, jest też dość popularne. Najpierw zaskoczenie i niedowierzanie, później myśl: Jakie szanse ma nauczyciel z małej, wiejskiej szkoły w plebiscycie z nauczycielami z dużych szkół. A później… jeszcze większe zaskoczenie wynikiem i radość. To wyjątkowy prezent na dwudziestolecie pracy zawodowej. Bardzo wszystkim dziękuję za każdy głos. Teraz będę musiała starać się kilka razy bardziej, żeby nikogo nie zawieść.

    MCh: Jaki powinien być dobry nauczyciel?

    AS: Empatyczny, wyrozumiały, dociekliwy, cierpliwy, czujny, życzliwy i przede wszystkim sprawiedliwy. Powinien szanować dziecko i pamiętać, że mały problem na małą głowę jest wielki. Powinien pamiętać, że ma bardzo duży wpływ na życie młodego człowieka i oby miał zawsze pozytywny.

    MCh: Jaką Pani jest nauczycielką?

    AS: Trudno mówić o sobie. Pamiętam taką sytuację sprzed kilkunastu lat. Dzieci pokłóciły się i poszarpały o drobiazg, który dla nich był jednak wyjątkowo ważną sprawą. Gdy próbowałam je uspokoić, żeby wyjaśnić problem, nagle Mateusz (obecnie dorosły już mężczyzna) krzyknął: Ciiiszaa! Pani trzeba słuchać, bo to mama na pół etatu. Zawsze będę pamiętać słowa tego wówczas małego człowieka. I tak właśnie traktuję dzieci. Moim zawodowym przykazaniem są też słowa, które wygłosiła podczas szkolnej uroczystości pani Ania Markowska, emerytowana już nauczycielka, córka Jana Strzelczyka, wieloletniego dyrektora szkoły w Okupie. Gdy stawiała pierwsze kroki w zawodzie, usłyszała od taty: Pamiętaj! Ludzie powierzają Ci pod opiekę swoje największe skarby. Traktuj je jak swoje własne. Zawodowe motto pani Ani jest także moim drogowskazem. Nauczyciel to też człowiek, każdy ma lepszy bądź gorszy dzień.

    MCh: Czy są dzieci, których się po prostu nie lubi?

    AS: Jeśli nauczyciel nie lubi dzieci, nie powinien być nauczycielem, a tym bardziej wychowawcą. Dzieci są bardzo różne i bardzo różnie się zachowują. Nie lubię niewłaściwego zachowania dziecka, wywołanego na przykład jakąś konkretną sytuacją, ale nie samego dziecka. Cieszy mnie, gdy moi uczniowie potrafią rozgraniczyć te dwie rzeczy. Proszę pani, lubię Jaśka, ale nie lubię, gdy bije kolegów, a nie: Proszę pani, nie lubię Jaśka, bo bije kolegów. Przykładowy Jasiek obok wad ma też wiele zalet i ich właśnie należy szukać. Absolutnie nie ma dzieci z gruntu złych. Każdy popełnia błędy. Każdy zasługuje na szansę, by być lepszym jutro bardziej niż wczoraj. Nie znoszę też, gdy ludzi ocenia się przez pryzmat cudzych opinii i przypina łatę, od której trudno się odkleić. Nie wyobrażam sobie, by jakikolwiek mój „zły dzień” miał przekładać się na relacje z dzieciakami.

    MCh: Rodzina i szkoła. Kto wychowuje?

    AS: Na początku drogi rozwoju każdego człowieka jest dom rodzinny, pierwsze i najważniejsze środowisko naturalne odgrywające szczególną rolę w rozwoju osobowości dziecka. Dziecko najpierw uczy się życia w rodzinnym domu, potem w przedszkolu, w szkole. Dla jego dobra konieczna jest właściwa współpraca nauczycieli i rodziców. Nie jest łatwo wówczas, gdy, cytując Korczaka, „Rodzice nie chcą wiedzieć tego, co wiedzą – i widzieć tego, co widzą”. Jeśli pojawia się problem, to trzeba go rozwiązać. Unikanie kłopotów rodzi następne kłopoty. Staram się uważnie słuchać, a nie oceniać rodziców. Pracowałam z dziećmi z lekką niepełnosprawnością intelektualną, Dziecięcym Porażeniem Mózgowym, Zespołem Aspergera, ADHD. Od rodziców tych dzieci nauczyłam się więcej niż z jakiejkolwiek książek.

    MCh: Jakie jest pani największe zawodowe marzenie?

    AS: Marzę o tym, by skończyło się niekończące reformowanie oświaty i wynikający z tego nieustający bałagan męczący wszystkich. Marzę, by przy każdej szkole był basen i lekcje pływania od najmłodszych lat i nie przez rok dla jednej klasy, ale każdego roku dla każdej klasy. Każda szkoła ma swój własny autokar i fundusz wycieczkowy. Każde dziecko w każdej szkole korzysta z nieodpłatnego wyżywienia. Każda szkoła jest wyposażona w taki sposób, by zaspokoić potrzeby dzieci z różnego rodzaju niepełnosprawnością, potrzeby dzieci uzdolnionych i wybitnie zdolnych. Rozwijamy zainteresowania i pasje, bo często są one ważniejsze od piątek i szóstek na świadectwach. Marzę, by każde dziecko było kochane, uśmiechnięte i zdrowe. By miało mamę i tatę, kochających, mądrych rodziców, by w swoim życiu trafiało zawsze na życzliwych ludzi.

    MCh: Czy są jakieś szkolne wydarzenia, które zapisały się najbardziej w pani pamięci?

    AS: Jest ich mnóstwo. Pamiętam, gdy chłopiec, wbrew woli mamy, przemycił do szkoły w plecaku świnkę morską. Przez pierwszą lekcję Fifka siedziała cicho, ale gdy skończyła się sałata upchnięta między książki, zwierzątko próbowało się wydostać. Uśmialiśmy się wszyscy. Innym razem dzieci do pudełka po butach nazbierały ślimaków, które zapomniały zabrać do domu. W nocy ślimaki rozeszły się po ścianach w szatni. Początkowo nie było nam do śmiechu, gdy pani woźna zobaczyła na ścianach ścieżki po ślimaczych wędrówkach. Kiedyś dostałam w prezencie od małego pasjonata przyrody pająka krzyżaka „Sam go dziś rano złapałem. Świeży, jeszcze z rosą. Pani się nie boi, bo on jeszcze śpi”. Gdy pracowałam w zerówce, pamiętam bardzo cichego chłopca, który miał duży kłopot z nawiązaniem bliższego kontaktu z dziećmi i ze mną. Lody zostały przełamane, gdy weszłam do klasy w białym swetrze w szerokie czarne pasy. „Ooo, zebra przyszła”. Długo później nosiłam ten sweter.

    MCh: O przykrych wydarzeniach stara się pani nie pamiętać?

    AS: Raczej tak, choć o niektórych trudno zapomnieć. Do końca życia będę pamiętała ośmioletniego wówczas Szymona, który, biegając na przerwie, zakrztusił się landrynkami, co spowodowało poważny problem z oddychaniem. Zareagowałam natychmiast. Było bardzo groźnie. Później dopiero dopadł nas stres. Płakał Szymuś, płakałam ja.

    MCh: Prowadzi pani z dziećmi zajęcia pomocy przedmedycznej?

    AS: W ramach współpracy z WOŚP szkoła otrzymała materiały szkoleniowe. Takie zajęcia prowadzone są w szkole przez Szkolne Koło PCK, którym opiekuje się koleżanka Magda Walczak. Często też sama sięgam po fantomy do resuscytacji, by przynajmniej dwa razy w roku dzieci przypomniały sobie, jak zachować się w sytuacji zagrażającej życiu. Przypominamy sobie, jak pomóc koledze albo sobie przy zadławieniu, zasypaniu oczu piaskiem, oparzeniu, skręceniu kończyny przed przybyciem ratownika medycznego.

    MCh: Czym się Pani interesuje?

    AS: Interesuje się dziennikarstwem. Lubię czytać. Lubię jeździć rowerem. Nie wyobrażam sobie życia bez muzyki. Uwielbiam tańczyć. Bardzo odprężają mnie składanki z origami albo wyplatanie koszyczków, wazonów, misek, kapeluszy z papierowej wikliny. Od ponad czterech lat współpracuje pani z naszą gazetą. Dzięki wywiadom nasi czytelnicy dowiedzieli się, ilu ciekawych ludzi mieszka bądź pochodzi z Łasku.

    MCh: Którą z tych rozmów pamięta pani najbardziej?

    AS: Z pewnością nasza rozmowa zapisze się w mojej pamięci najbardziej, ponieważ pierwszy raz odpowiadam, a nie pytam. Bardzo miło wspominam każdą rozmowę. Nie chcę wymieniać moich rozmówców z nazwisk, ponieważ musiałabym wymienić wszystkich, by nikogo nie pominąć, a wówczas ta lista byłaby, bardzo, bardzo długa. Moi rozmówcy to wyjątkowi ludzie. Czuję się wyróżniona, że mimo wielu ważnych spraw, znaleźli dla mnie czas, by opowiedzieć o sobie, swojej pasji bądź zwrócić uwagę na niezwykle istotne sprawy dotyczące wielu z nas.

    MCh: Jakieś wakacyjne przesłanie?

    AS: Bezpiecznych, roześmianych wakacji! Pozdrawiam wakacyjnie wszystkich moich obecnych i byłych uczniów, tych małych, dużych i zupełnie dorosłych również, a także wszystkich rodziców i czytelników gazety.

    Agnieszka Sobczak

    Udostępnij