• Pałac – Stacjonarne Hospicjum dla Dzieci działa już rok

    Adrian miał nikłe szanse na przeżycie. Urodził się z nieuleczalną wadą wątroby. Ale w Pałacu – Stacjonarnym Hospicjum dla Dzieci, prowadzonym przez łódzką Fundację Gajusz, stał się cud. Adrian wyzdrowiał, gdyż znalazł się dawca wątroby. Chłopiec jest obecnie w domu, gdzie opiekują się nim rodzice. Wkrótce do domu przeprowadzi się też półtoraroczny Antek, nazywany Piętaszkiem, gdyż urodził się i został przyjęty do hospicjum w piątek. Dziś w niczym nie przypomina chłopca, który przez pięć miesięcy samotnie leżał  w szpitalnej izolatce, z maseczką z tlenem na buzi, z nóżkami na ortopedycznym wyciągu.  Opieka lekarzy, pielęgniarek i czułość opiekunek sprawiły, że Antek uśmiecha się, bawi i łobuzuje w ogrodzie.
    2 października minie rok od otwarcia jedynego w centralnej Polsce Stacjonarnego Hospicjum dla dzieci, wybudowanego przez łódzką Fundację Gajusz. Budowa hospicjum trwała dwa i pół roku. 60-letni budynek przy ulicy Dąbrowskiego 87, w którym mieści się hospicjum, Fundacja dostała od miasta, ale nadawał się do kapitalnego remontu. Na budowę hospicjum nie wydano ani jednej publicznej złotówki. Pierwsze prace na budowie wykonali więźniowie z aresztu śledczego w Łodzi. Na ten pomysł Tisa Żawrocka – Kwiatkowska, prezes Fundacji Gajusz, wpadła w desperacji, widząc zero na koncie Fundacji. Jak wspomina, dyrektor aresztu tak się przejął, że Fundacja ma dwa tysiące metrów do wyremontowania, że w ciągu trzech dni przysłał ośmiu więźniów do pracy. Przed pracownikami Fundacji stanęło trudne zadanie – zebrać pieniądze. Udało się pozyskać około 500 darczyńców: firmy i osoby prywatne. Najtrudniej było na początku, ale kiedy skończono już pierwsze piętro i był plan parteru, darczyńcy nabrali zaufania, że Fundacja nie polegnie przy tym arcytrudnym zadaniu.
    Pod opieką hospicjum stacjonarnego jest obecnie 11 dzieci. Oprócz fachowej opieki lekarskiej, pielęgniarskiej dzieci mogą liczyć na pomoc opiekunek, które są czułe jak najlepsza niania.
    – Całodobowa opieka nad dziećmi w hospicjum okazuje się jeszcze trudniejszym zadaniem niż jego budowa – ocenia Tisa Żawrocka-Kwiatkowska. – NFZ pokrywa tylko od 40 do 50 procent kosztów.
    Marcel jest jednym z kilkunastu podopiecznych hospicjum. W szpitalu leżał tylko w łóżku i patrzył w okno. Trudno było zobaczyć na jego twarzy uśmiech.
    – W hospicjum takie chwile wcale nie są rzadkie – zapewnia Justyna Szymczak, mama 4,5-letniego dziś chłopca, cierpiącego m.in. na wodogłowie i wodonercze. Marcel stał się teraz radosnym, pogodnym dzieckiem. Tutaj nikt nie traktuje dzieci, jakby miały niedługo odejść, ale normalnie, po ludzku. Nie tylko są karmione i leczone, ale opiekunki bawią się z nimi, czytają im bajki. By te dzieci mogły cieszyć się życiem tak jak inne dzieci.
    Rok to w życiu hospicjum krótki czas. Mimo to miejsce to już się zmieniło. Rozwija swoją działalność hospicjum perinatalne, w którym opieką medyczną i psychologiczną objęci są rodzice, spodziewający się przyjścia na świat chorego dziecka.
    Nie ustają remonty, ale dzięki nim chore dzieci są bliżej domu. Dobiega bowiem końca remont drugiego pietra, gdzie w kilku przytulnych pokojach będą mogli czasowo zamieszkali bliscy chorych dzieci. Wszystko po to, by stworzyć dzieciom namiastkę prawdziwego domu.
    Budynek hospicjum zmienił się nie do poznania. Już nie starszy brzydotą, ale przyciąga wzrok bajecznie kolorowym muralem. Na głowie flaminga huśta się jasnowłosa dziewczynka. Scena ta rozgrywa się na tle nocnego nieba, pełnego gwiazd. W każdym razie w nieziemskim wymiarze. W tym Pałacu wszystko jest możliwe.

    Udostępnij